Sprzedawanie i kupowanie dyżurów przez ratowników

8 kwietnia 2010, Ratownictwo oraz Wydarzenia, Komentarze (1)

„Głos Szamotulski” w najnowszym swoim papierowym wydaniu krzyczy na stronie głównej: „Ratownicy medyczni z Obornik handlowali swoimi dyżurami!”. W formie elektronicznej artykuł pojawił się na portalu naszemiasto.pl – zachęcam do lektury. W dużym skrócie tytułem wstępu, w ramach działania SP ZOZ w Obornikach ujawniony został proceder obstawiania dyżurów kontraktowych przez ratowników etatowych – za plecami dyrekcji i kierowników oczywiście. Spotkaliście się już kiedyś z podobną sytuacją? Dziwi Was fakt zaistnienia takiego przekrętu?

Akapit ten stanowi wprowadzenie do tematu dla osób niezwiązanych z pogotowiem ratunkowym, niewiedzących jak wygląda zatrudnienie w wielu jednostkach ochrony zdrowia. Czytelnicy świadomi mogą go pominąć :-). W pogotowiach ratunkowych (nie wszystkich lecz w wielu zapewne) dominują dwie formy zatrudniania ratowników medycznych. Podstawową jest umowa o pracę – najnormalniejszy w świecie etat w pełnym wymiarze godzinowym (wymiar etatu ratownika). Druga formę stanowi tzw. kontrakt, czyli świadczenie usług na podstawie umowy cywilno-prawnej. W pierwszej sytuacji ratownik medyczny rzeczywiście jest zatrudniony w pogotowiu, w drugiej jest „zatrudniony” – musi prowadzić jednoosobową działalność gospodarczą – być tzw. samozatrudnionym, wystartować w przetargu na świadczenie usług zdrowotnych itp. Z informacji od kolegów po fachu udostępnianych w różnych miejscach jasno wynika, że w niektórych PR (pogotowiach ratunkowych) zatrudnienie na podstawie umowy o pracę graniczy z cudem. Dla pracodawcy jest to wszak duże obciążenie finansowe i nie tylko.

Gdzieś w Polsce

Wyobraźcie sobie więc taką hipotetyczną sytuację. Jednostka PR gdzieś w Polsce, pracuje w niej powiedzmy ok. 40 ratowników medycznych. Połowa z nich zatrudniona jest na podstawie umowy o pracę. Te 1500 zł – 1700 zł na rękę za miesiąc pracy to trochę mało dla nich, jednak nie aż aby zakładać dodatkowo DG (działalność gospodarczą) czy poszukiwać drugiego etatu. Druga połowa ratowników medycznych pracuje w tymże pogotowiu na kontrakcie. Nie są zatrudnieni nigdzie na etacie – z jednej strony o etat ciężko, z drugiej taka sytuacja nawet im pasuje – zarabiają więcej. I rzeczywiście: ci drudzy aby zarobić tyle co ich kolega, ratownik etatowy, nie muszą przychodzić na dyżurów 13-14 tylko na np. 7-8 (tak załóżmy wychodzi w przeliczeniu). Fajnie, prawda?

Ci ratownicy kontraktowi jednak pracują więcej, w kilku pogotowiach, dojeżdżając na dyżury nawet kilkadziesiąt kilometrów. Dlaczego? M.in. dlatego, że są samozatrudnieni. Sami opłacają comiesięczne składki ZUS, podatki, ubezpieczenia OC, zapewniają sobie odzież służbową etc. (o różnicach w formie zatrudnienia napiszę więcej za jakiś czas, temat ciekawy). Wszystko kosztuje. Ratownik kontraktowy jeździ więc z dyżuru na dyżur, zarabia na swoją firmę, prosperuje.

Problem?

Z racji dyżurowania w kilku jednostkach PR dochodzi czasami do sytuacji problematycznych. Okazuje się nagle, że ratownik w danym dniu ma rozpisane dyżury w dwóch miejscach jednocześnie. Rozdwoić się nie da, to pewne. Można zamienić się dyżurem z kolegą, jednak nikt nie ma ochoty na kombinacje z których nic mieć nie będzie. Pozostaje dyżur oddać, gdyż po prostu nie przyjść do pracy ratownik kontraktowy nie może – bardzo prawdopodobne, że taki „wyskok” obarczony jest karą pieniężną. Umowa kontraktowa często skonstruowana jest w ten sposób, iż zastąpić ratownika kontraktowego musi ratownik pracujący na kontrakcie także.

Kolejny problem to znalezienie ratownika kontraktowego na zastępstwo. Wszyscy przecież pracują w co najmniej dwóch miejscach i nie są dyspozycyjni, tym bardziej np. z dnia na dzień. Poza tym, oddając taki dyżur zysku żadnego kontraktowiec nie ma. A gdyby tak…

Upiec dwie pieczenie na jednym ogniu

Są przecież jeszcze pracownicy etatowi! Wprawdzie oficjalnie załatwić tej sprawy z nimi się nie da ale jakoś to pewnie przejdzie. Czemu nieoficjalnie? Po pierwsze na ratownika kontraktowego może zostać nałożona kara finansowa wyszczególniona w umowie kontraktowej. Po drugie, ratownika etatowego dotyczą przepisy kodeksu pracy i m.in. roczny limit nadgodzin. Po trzecie, taki układ dla obu stron będzie korzystny. Ratownik etatowy otrzyma pewną kwotę pieniędzy od razu do ręki, co więcej pieniędzy najczęściej nieopodatkowanych. Ratownik kontraktowy natomiast może zaproponować etatowemu stawkę odpowiednio mniejszą od tej, którą otrzymuje od pogotowia – czysty zysk. On fizycznie będzie na jednym dyżurze, zarobi za dwa, zapłaci etatowcowi mniej niż by wypadało.

Co z tego, że takie rozwiązanie jest śliskie i dobre do momentu, w którym cała sprawa nie wyjdzie na jaw lub też na dyżurze się nie wydarzy np. wypadek? Jeśli obie strony są zadowolone ze współpracy to wydawać by się mogło, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Podsumowanie

Artykuł przedstawiony przeze mnie we wstępie pokazuje jednoznacznie, że w życiu codziennym wychodzi inaczej, niż kombinatorzy uważają. Takie praktyki nigdy nie popłacają, są dobre tylko do czasu. Generalnie bardzo się rozpisałem powyżej, jednak można z tego tekstu jak i z treści artykułu wyciągnąć ciekawe wnioski.

1. Jeśli pracuje się na etacie i decyduje się na dodatkowy, nieoficjalny dyżur, należy zażądać odpowiednio wysokiej stawki. Ja nie popieram oczywiście takich nielegalnych rozwiązań ale jeśli ktoś chce…jego wybór.
2. Od zarobionych dodatkowo pieniędzy, ile by ich nie było, należy zapłacić podatek.
3. Decydując się na taką pracę warto wykupić dodatkowe ubezpieczenie OC i zdrowotne, choć w sytuacji pracy „na czarno” nie jestem pewien czy coś to w ogóle da – trzeba dobrze zapoznać się z warunkami umów ubezpieczenia. I podkreślam po raz kolejny, że nie popieram takiego kombinowania – rodzą się z tego same problemy.
4. Planując grafik dyżurów kontraktowych należy sprawdzić trzy razy, czy przypadkiem dyżury się nie pokrywają ze sobą. Należy sprawdzić też, czy dyżury się nie łączą ze sobą w sposób oczywiście uniemożliwiający przejechanie z jednej stacji na drugą.
5. Dyrekcja szpitala czy pogotowia myśli, że rozwiązała problem, jednak tak w rzeczywistości nie jest.

Sytuacja niespodziewanie uległa zmianie, gdy dyrekcja zwiększyła ilość godzin nadliczbowych dla ratowników posiadających umowę o pracę.

To jest tylko półśrodek, pozwalający na legalne większe zarobki ratowników medycznych na etacie. Tak czy siak muszą oni pracować ponad normę.

W celu przeciwdziałania takim procederom będziemy starali się dążyć do ujednolicenia sposobu zatrudniania ratowników przez szpital – podkreśla.

Obawiać się należy, czy przypadkiem ujednolicenie to nie będzie zmierzać do zwiększenia ilości kontraktów a zmniejszenia etatów. Tak być może, a nawet jeśli nie to problemem i tak dalej będą pieniądze.

I tak naprawdę problemy te jak i wiele innych powstają z powodu tragicznie niskich zarobków w ochronie zdrowia. Można pisać wiele, godzinami wymyślać rozwiązania przeróżnych sytuacji ale dopóki ratownicy medyczni nie będą godziwie zarabiać dopóty problemy rodzić się będą co raz to nowe. Ciekawe tylko, kiedy osoby zarządzające w pogotowiach i szpitalach zaczną myśleć o ratownikach jak o ludziach a nie wyrobnikach, którzy z racji swojej pasji mogą dyżurować nawet i za darmo.



Wyświetlenia: 4 317

Podoba Ci się na Ratowniczym? Zapisz się!

Wyślę Ci bezpłatne zestawienie 400 skrótów wykorzystywanych w ratownictwie i medycynie, które otrzymasz po kilku minutach. Dodatkowo dzięki rejestracji otrzymasz dostęp do zamkniętej grupy na FB dla pasjonatów ratownictwa. Zero spamu, Twojego adresu nie udostępnię nikomu!





To nie koniec! Przeczytaj najnowsze wpisy: