
Przestań sprawdzać tętno, do cholery! To zabija!
Wyobraź sobie sytuację: miejsce publiczne (czyt. takie, gdzie przebywa pierdyliard osób!), w tym miejscu publicznym wiele osób teoretycznie przeszkolonych z pierwszej pomocy. Na ścianie, bliżej niż najbliższy monopolowy, wisi defibrylator AED – urządzenie za minimum kilka tysięcy złotych, zdolne do ożywienia umierającego serca. W tej „idealnej do umierania sytuacji” przytomność traci kobieta, zostaje to zauważone przez osoby potrafiące pomagać. Niestety, po przyjeździe karetki i prawie godzinnej reanimacji poszkodowana umiera. Dlaczego? Powodów może być wiele ale główny jest jeden…
Wszyscy sprawdzali u niej tętno!
Wszyscy wykonywali czynność, która od 10 lat nie jest zalecana!
Niestety powyższy przypadek nie jest sytuacją teoretyczną a realną, opisała ją dzisiaj trójmiejska Wyborcza. Do zdarzenia doszło w przedziale pociągu stojącego na jednym z peronów. Tak to opisuje jeden z pasażerów:
Konduktor poszedł do wskazanego przedziału, sprawdził pasażerce tętno, zawołał kolegę i wspólnie wezwali SOK-istów. Po kolei wszyscy robili to samo, czyli sprawdzili tętno. I tyle. Nikt nie zapytał, czy może na peronie znajduje się lekarz, nikt nie pobiegł po defibrylator.
OK, wiemy, że ludzi obserwujących przeróżne zdarzenia ponosi nieraz fantazja, lubią przeinaczać, koloryzować. Jednak w tej sprawie redaktorzy zasięgnęli języka u każdej ze stron, zarówno u pogotowia jak i w PKP Intercity. Jakie jest więc tłumaczenie pani Beaty Czemerajdy ze spółki PKP Intercity?
Po pierwsze:
Ponad 1700 pracowników personelu pokładowego szkoli się regularnie z zakresu pierwszej pomocy w sytuacjach najczęściej występujących w pociągach […]. Trening uwzględnia specyfikę tego środka lokomocji. Zajęcia są prowadzone w formie warsztatowej.
I po drugie, co istotniejsze:
Ustaliliśmy, że nasz pracownik wykonał czynności przewidziane dla tego typu sytuacji – mówi Czemerajda. – Zgłosił zdarzenie na pogotowie – pomiędzy zgłoszeniem a przyjazdem pogotowia minęło nie więcej niż 10 minut. Podjął również działania pierwszej pomocy – udrożnił pasażerce drogi oddechowe, sprawdził puls – był wyczuwalny, dlatego nie podjął akcji reanimacyjnej.
Co należy pochwalić, pracownik zgłosił zdarzenie na pogotowie, brawo! Udrożnił też poszkodowanej drogi oddechowe, świetnie! Na tym, niestety, prawidłowe działania w ramach pierwszej pomocy się zakończyły.
Niestety, choć to słowo zbyt małej wagi, został popełniony w tym zdarzeniu jeden błąd krytyczny, jak wynika z relacji zarówno świadków jak i przedstawicielki PKP Intercity. Pomimo udrożnienia dróg oddechowych oddech nie został sprawdzony, ratujący sprawdził zamiast niego czy obecne jest tętno u kobiety. I, znowu niestety, co gorsze uznał, że tętno jest obecne…
A gdyby tak…
Zastanawiających jest kilka rzeczy w tej sytuacji.
1. Pracowników PKP Intercity „szkoli się regularnie z zakresu pierwszej pomocy w sytuacjach najczęściej występujących w pociągach”. Nagłe zatrzymanie krążenia zapewne nie występuje w pociągach „najczęściej”. Czy pracownicy PKP Intercity na pewno są szkoleni z prowadzenia resuscytacji krążeniowo-oddechowej?
2. PKP Intercity ustaliło, że „pracownik wykonał czynności przewidziane dla tego typu sytuacji”. Wynikać może z tego, że PKP Intercity ma ustaloną procedurę/zalecenia/schemat postępowania dla takiego zdarzenia? Jeśli tak, to czy znajduje się w nim element oceny tętna?
3. Czy dyspozytor pogotowia miał bezpośredni kontakt ze świadkiem zdarzenia? Pewnie niestety nie, bo niezrozumiałe dla mnie procedury nakazują w różnych firmach poinformowanie o zdarzeniu np. dyżurnego, który to dopiero dzwoni na pogotowie. W takiej sytuacji odbiera się możliwość instruowania świadków zdarzenia przez dyspozytora medycznego.
Raz jest, raz go nie ma
Z tętnem u człowieka jest niczym z weną, o której dawno temu śpiewał Kaliber 44: „Zdradliwa wena, raz jest, raz jej nie ma. Choć pot stępuje na czoło jak morena”. Medycy dobrze o tym wiedzą.
Choć sprawdzamy tętno na co dzień, u prawie każdego pacjenta, to czasem i my mamy z tym problem. Niskie ciśnienie tętnicze krwi, zaburzenia rytmu serca, wychłodzenie, pacjent po epizodzie nagłego zatrzymania krążenia – to tylko kilka sytuacji, w których może wystąpić problem z oceną tętna.
Czy pracownik PKP Intercity powinien więc u umierającej kobiety oceniać tętno? Zdecydowanie, za żadne skarby, nie powinien sprawdzać tętna! Tak jak i nie powinien robić tego nikt inny, kto nie robi tego na co dzień w pracy zawodowej! Powtórzmy więc to raz jeszcze:
w pierwszej pomocy nie należy sprawdzać tętna!
Zresztą, jak już napisałem we wstępie, wytyczne Europejskiej Rady Resuscytacji od 2005 roku nie rekomendują w schemacie BLS (ang. Basic Life Support – podstawowych zabiegów ratujących życie) sprawdzania pulsu. Badania udowodniły, że nie tylko osoby niemedyczne ale i przedstawiciele personelu medycznego (!) mogą mieć problem z rozpoznaniem NZK na podstawie tylko badania tętna (cytat z wytycznych Polskiej Rady Resuscytacji):
Rozpoznanie zatrzymania krążenia i oddychania
Sprawdzanie tętna na tętnicy szyjnej (lub innej tętnicy) nie jest dokładną metodą potwierdzania obecności lub braku krążenia i dotyczy to zarówno ratowników bez wykształcenia medycznego, jak i personelu medycznego.
Jak prawidłowo udzielić pomocy osobie nieprzytomnej?
Przypadek utraty przytomności z zachowaniem funkcji życiowych opisywałem jakiś czas temu: utrata przytomności – pierwsza pomoc osobie nieprzytomnej. Nie przedstawiłem tam natomiast resuscytacji krążeniowo-oddechowej w pełnym zakresie.
Dlatego więc zapraszam Was do obejrzenia filmu, a właściwie filmowej mini-gry na YouTubie, stworzonej m.in. przez Fundację Ratuj Życie:
PS Być może u kobiety w pociągu doszło do nieodwracalnego zatrzymania krążenia. Być może nawet wcześniej podjęte RKO nie uratowałoby jej życia. Dostałaby jednak SZANSĘ, której nie miała przez prawie 10 minut bez prowadzenia resuscytacji krążeniowo-oddechowej.
Wyświetlenia: 43 071