Jolka na Dzień Kobiet dostała więcej niż na co dzień

8 marca 2021, Ochrona zdrowia oraz Sytuacje, 2 komentarze

31-letnia Jolka nigdy nie wybijała się z tłumu. Już w szkole podstawowej raczej pozostawała na uboczu – ani nie należała do grona najładniejszych dziewczynek w klasie, ani do najbardziej przebojowych. Ocenami plasowała się w dalszej połowie, poniżej średniej. Była jednak sumienna, uczciwa, nikomu nie wyrządzała krzywdy. I miała marzenia, jak każda mała dziewczynka. Czy chciała mieć coś wspólnego z medycyną?

Okres dorastania i dalszej edukacji przeszła bez większych przebojów, kończąc szkołę odzieżową z całkiem niezłymi notami i brakiem chłopaka. Nie winiła za ten stan rzeczy ich ogólnej liczby siedmiu na całą szkołę, lecz przypisywała sobie samej. Poczucie winy miała zakorzenione w psychice niczym dąb, głęboko przenikający kolejne warstwy ziemi. Od najmłodszych lat miejsce motywacji ze strony rodziców zajmowały nieustanne pretensje, oskarżenia, kwitowanie małych sukcesów słowami „mogłaś postarać się bardziej”. Także i codzienne słuchanie wyzwisk dla Jolki nie było niczym obcym.

Małe marzenia

O prawdziwym obliczu Joli, o jej historii, przeszłości, młodzieńczych rozterkach nie wiedział w pełni nikt. Przez całe swoje życie z nikim na ten temat nie miała odwagi porozmawiać. Z drugiej strony rozmowa o uczuciach nie była dla niej czymś znanym, normalnym. W domu rodzinnym się nie rozmawiało. Nawet w pracy, stojąc dzień w dzień długimi godzinami przy taśmie produkcyjnej, nie zawiązała z żadną osobą bliższej relacji. Marzyła jednak dalej. Codziennie rano, otwierając oczy i widząc coraz bardziej rozrastający się na suficie grzyb. Marzyła codziennie zasypiając, otulona stęchlizną kamienicznego mieszkania i uroczymi drobiazgami kupionymi w chińskim sklepie.

Jak większość małych i dużych dziewczynek Jolka chciała wieść spokojne życie, w poczuciu bezpieczeństwa, stabilnych warunkach, mając komu powierzyć swoje skrywane głęboko emocje i uczucia. Nie istniały w jej umyśle oczekiwania związane z pracą, karierą, biznesem. Chciała po prostu mieć kiedyś rodzinę, dzieci. Dać im to, co jej nie było dane posiadać w dzieciństwie. Może czasem nawet wyskoczyć na wakacje całą przyszłą rodziną do Świnoujścia lub Krynicy Morskiej. Słyszała w rozmowach ludzi z pracy, że jest tam w lecie pięknie.

Marek wywrócił życie Jolki do góry nogami. Zagaił do niej w osiedlowym sklepie, używając sprawdzonego na wielu kobietach wcześniej prostego, by nie rzec prymitywnego tekstu. Dla niego dzień jak co dzień. Dla niej dzień gwiazdki z nieba. On uśmiechnięty, pewny siebie i potwierdzający swe oddanie i uczucia. Ona euforycznie pływająca w obłokach, wizualizująca już ich wspólną przyszłość i dalsze plany na życie. Po 3 miesiącach znajomości poinformowali rodziny o zaręczynach i niedługim terminie ślubu cywilnego.

Matka Jolki, choć przez większość życia niespecjalnie zainteresowana losem córki, ten jeden raz postanowiła stanąć na wysokości zadania. Miała przeczucie. Wiedziała, że Marek nie jest dobrym materiałem na męża jej córki. Nie wiadomo skąd wiedziała, ale wiedziała. Do Joli nie przemawiały jednak żadne argumenty, żadne słowa, nawet wrzaski i groźby. Za Marka oddałaby wszystko. Oddałaby swe życie.

Pierwszy rok po zamążpójściu zleciał w mgnieniu oka. Były wzloty i upadki. Były chwile ociekające pięknem zakochania i większe lub mniejsze sprzeczki – jak to między dwojgiem ludzi bywa. W gorszych okresach Jolka powtarzała sobie, że kiedyś życie będzie spokojniejsze, będą mieli mniej powodów do nerwów. Będzie łatwiej i prościej. Nie było. Kiedy Marek po raz kolejny w okresie kilku lat stracił pracę, wkroczyła nieświadomie w nowy, wyjątkowy epizod. Najgorszy z możliwych do wyobrażenia koszmar. Jeszcze wtedy nie zdawała sobie z tego sprawy.

Twarda ręka

Marek potrafił bić. Nie wyglądał na silnego a jednak, sił mu nigdy nie zabrakło. Pierwszy raz uderzył Jolę po niespełna dwóch latach małżeństwa. Fakt faktem, wrócił lekko podchmielony do domu a i ona nie tryskała energią na jego widok. On chciał jeszcze na trzy minuty przed zaśnięciem zaspokoić swoje zwierzęce potrzeby. Ona miała na wieczór inny plan.

Piekący i lekko nabrzęknięty lewy policzek oraz wodospady łez zalewających kwiecistą ceratę na kuchennym stole nie pozwoliły jej usnąć. I tak przez trzy kolejne noce.

Nie robił tego często. Tylko wtedy, kiedy miał powód. Morze powodów. Duża w tym zasługa Joli, która obawiając się kolejnych wybuchów małżonka unikała sytuacji konfliktowych. Spełniała wszelkie jego prośby, zarówno te wypowiedziane na trzeźwo jak i ledwo zrozumiałe w pijackim bełkocie. Nawet przez głowę jej nigdy nie przeszło, że jest ofiarą. Przemocy psychicznej, fizycznej, gwałtów. Wierzyła po prostu mocno, że Marek kiedyś zmądrzeje, że będzie ją traktował jak na początku ich wyjątkowej miłości. Wierzyła, że jej marzenia się ziszczą.

O skrywanej głęboko tajemnicy nie wiedział nikt na świecie, nawet własna matka. Przecież nie mogła się dowiedzieć. Nie miałaby odwagi nikomu powiedzieć choćby słowa. Nic przeciwko swojemu mężowi. Nikt nawet nie mógł nic niepokojącego zauważyć. Nic, poza brakiem radości z życia i nieustannie smutnym spojrzeniem.

Czasem pytana przez nielicznych znajomych o powody zobojętnienia i smutku znajdowała coraz to nowe powody, coraz to bardziej wymyślne. Jej ciało nie dawało żadnego namacalnego dowodu tragedii, jaka rozgrywała się z większą niż dotychczas częstotliwością, za zamkniętymi drzwiami. Co się wydarzyło w czterech ścianach musi tam pozostać. Marek potrafił bić tak, by nie zostawiać śladów.

Święta za pasem

Pewnego grudniowego, mroźnego wieczora, Marek wrócił do domu w wyjątkowo złym stanie. Nie miała nawet okazji, by zapytać go o powody, wspomóc ciepłym słowem. I wyjątkowo, bardziej niż zwykle, puściły mu nerwy. Regularne gwałty, choć bolesne, znosiła dzielnie. Nigdy jednak wcześniej nie uderzył jej tak mocno i celnie, by spowodować krwotok z nosa. 20 minut później, gdy ukochany chrapał odwrócony głową do ściany, przerażona wyszła po cichu z mieszkania i zadzwoniła pod numer 999.

Zespół pogotowia przybyły na miejsce zatamował krwawienie i zbadał Jolę. Chcieli wezwać policję i zabrać ją do szpitala. Powiedzieli, że wymaga obserwacji i wykonania dodatkowych badań. Nie wyraziła zgody, kwitując to odręcznym podpisem w dokumentacji. Obawiała się wyjścia jej sekretu na światło dzienne. Bała się Marka i o Marka. I tego, co będzie dalej. Przecież ona nie potrafiła bez niego żyć, on był jej całym życiem.

Usłyszała jeszcze od ratowników na odchodne, że nie jest jedyną kobietą, którą coś takiego spotyka i powinna zdarzenie koniecznie zgłosić na policję. Że tylko to będzie definitywnym początkiem końca jej męczarni. Dodali, powołując się na swoje doświadczenie z pracy, że jeśli mąż raz ją uderzył, dalej to robi, to nie przestanie nigdy.

Nie uwierzyła w ich słowa, przecież to jej pierwsza i jedyna miłość życia. Jej Marek.

*******

9 marca, godzina 2:47 nad ranem. Po zabiegu operacyjnym w trybie nagłym, na oddział intensywnej opieki medycznej została przyjęta młoda, 31-letnia kobieta. Zaintubowana do tchawicy rurką w rozmiarze 7,5. Podłączona do respiratora, z zabandażowaną prawie całą twarzą i głową. Spod materiału, którym było przykryte jej ciało, wystawały dwie poranione dłonie, każda z założonym wenflonem i podpiętą kroplówką. Pacjentka miała posiniaczoną klatkę piersiową w okolicy szyi. obojczyków i poniżej.

Z dokumentacji oddziału ratunkowego i karty zespołu ratownictwa medycznego, który pacjentkę przywiózł do SOR wynikało, że została znaleziona leżąca na podłodze bez kontaktu przez policjantów interweniujących do rodzinnej kłótni. To oni wezwali karetkę, udzielili poszkodowowanej pierwszej pomocy oraz dokonali zatrzymania 35-letniego Marka, męża pacjentki, sprawcy pobicia.

Pacjentka została przewieziona do SOR przez ratowników medycznych nieprzytomna, z poważnymi obrażeniami twarzy, złamaniami żeber i ogólnymi potłuczeniami całego ciała. Badania obrazowe w SOR wykazały m.in. wieloodłamowe złamania kości jarzmowych twarzy oraz narastający krwiak wewnątrzczaszkowy. W trybie natychmiastowym została przewieziona na zabieg do leżącego dwa piętra nad SORem bloku operacyjnego.

Jolka na Dzień Kobiet dostała więcej niż na co dzień.

*******

Szanowni Czytelnicy. Według statystyk w Polsce przemocy domowej doznaje dziesiątki tysiący osób rocznie. W zależności od doniesień, 70-80% stanowią kobiety. W mojej ocenie, i z mojego doświadczenia, nie jest istotnym, czy ofiarą przemoczy fizycznej lub psychicznej jest kobieta, mężczyzna lub dziecko. Każdy incydent, każda z dziesiątek tysięcy sytuacji, nie powinna mieć miejsca. Widzisz? Reaguj! Słyszysz? Reaguj! Wiesz o przemocy w rodzinie? Reaguj!

Wymaga odwagi podjęcie działania. Wierzę, że jeśli udało Ci się dotrwać do tego momentu mojej treści to nie jest Ci obojętny los ludzi będących ofiarami przemocy domowej. Dziękuję Ci za to. Dlatego poniżej zostawiam odnośniki do stron i miejsc, w których możesz dowiedzieć się więcej o tym, jak pomóc ofiarom przemocy.


Telefon dla Ofiar Przemocy w Rodzinie

800 120 002

niebieskalinia@niebieskalinia.info

Więcej info:

Gov.pl – Pomoc dla osób dotkniętych przemocą w rodzinie

Centrum Prawo Kobiet

zdjęcie: pixabay.com



Wyświetlenia: 8 297

Podoba Ci się na Ratowniczym? Zapisz się!

Wyślę Ci bezpłatne zestawienie 400 skrótów wykorzystywanych w ratownictwie i medycynie, które otrzymasz po kilku minutach. Dodatkowo dzięki rejestracji otrzymasz dostęp do zamkniętej grupy na FB dla pasjonatów ratownictwa. Zero spamu, Twojego adresu nie udostępnię nikomu!





To nie koniec! Przeczytaj najnowsze wpisy: