Ilu ratowników* pracuje w karetce pogotowia ratunkowego?
Na powyżej zadane pytanie odpowiem w dniu dzisiejszym, kontynuując cykl wpisów nazwany przeze mnie „Ratownictwo dla niewtajemniczonych„. A pytanie to ma jak największy sens, gdyż na przełomie ostatnich lat liczba osób „wybiegających” z karetki, aby pomóc choremu, mogła się zmienić. Zmienić, niestety, na niekorzyść pacjenta.
* Ratownikami nazywam roboczo wszystkie grupy zawodowe pracujące w karetkach: ratowników medycznych, lekarzy systemu i pielęgniarki systemu. Naprawdę choremu pacjentowi nie robi różnicy, kto mu pomaga.
Kiedy zaczynałem karierę zawodową, pracowałem w zespole ratowniczym składającym się z 4 osób (słownie: czterech). Później przyszedł czas (niedługo później), kiedy skład naszej, tej samej – dodajmy, karetki, ograniczono do 3 osób (słownie: trzech). A obecnie zdarza mi się dyżurować w karetkach, gdzie pracują 2 osoby (słownie: dwie). Jestem w niej więc ja, ratownik medyczny, i jest kierowca, również ratownik medyczny/pielęgniarka systemu.
Skąd wynika taka zmiana? Oczywiście, że…z przepisów polskiego prawa! Bo jak dobrze wiemy, w naszym kraju przepisy są najważniejsze i nawet jeśli o jakimś nie wiesz, to i tak jesteś winny temu, że się do niego nie stosowałeś. Przepisy, jak wiemy, są ogłaszane w stosownych miejscach, o których istnieniu Ty jako obywatel musisz wiedzieć. A jeśli nie wiesz, to twój problem. Ale do rzeczy.
Ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym
Ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym – to właśnie ona jest winna temu, że do chorego z zawałem, z udarem, do rannego w wypadku komunikacyjnym, przyjeżdża karetka, w składzie której jest tylko 2 ratowników. A właściwie nie Ustawa a osoby, które zaakceptowały taki a nie inny jej kształt.
Wg Ustawy karetka pogotowia ratunkowego (proszę nie mylić z każdą inną karetka, np. firmy transportowej) jest tzw. zespołem ratownictwa medycznego (w skrócie ZRM). W systemie ratownictwa medycznego w Polsce działają szpitalne oddziały ratunkowe i właśnie ZRM-y. I właśnie ta Ustawa określa, jaki jest minimalny skład osobowy zespołu ratownictwa medycznego. Dokładnie to wygląda tak:
Art. 36.
1. Zespoły ratownictwa medycznego dzielą się na:
1) zespoły specjalistyczne, w skład których wchodzą co najmniej trzy osoby uprawnione do wykonywania medycznych czynności ratunkowych, w tym lekarz systemu oraz pielęgniarka systemu lub ratownik medyczny;
2) zespoły podstawowe, w skład których wchodzą co najmniej dwie osoby uprawnione do wykonywania medycznych czynności ratunkowych, w tym pielęgniarka systemu lub ratownik medyczny.
Zauważcie drodzy Czytelnicy, że w powyższym zapisie funkcjonuje określenie „co najmniej”, czyli „nie mniej niż”. W praktyce więc to minimum – minimalny skład osobowy ZRM – od 2006 roku zostało wprowadzone w życie, zmniejszając liczbę personelu do osób dwóch. Oczywiście pracodawca może (bo przecież zakazu nie ma) zatrudniać nie dwóch a trzech ratowników na danym zespole, ale po co? Żeby zwiększać koszty funkcjonowania? Przecież to się w ogóle nie opłaca…
Nie powinno więc nikogo dziwić, że np. osoba ranna i umierająca z powodu potrącenia przez samochód jest ratowana przez tylko dwóch ratowników. Bo takie jest prawo. Czy to dobre prawo? Moim zdaniem NIE.
Ten przepis został stworzony na wzór zagranicznych systemów ratownictwa, gdzie taki układ się sprawdza. Na wzór systemów, gdzie do wielu zdarzeń równocześnie z zespołem ratownictwa medycznego wyruszają inne służby ratownicze, przeszkolone w wystarczającym zakresie, by paramedyków wspomóc. U nas, co smutne, tak się nie dzieje. Oczywiście do zdarzeń drogowych dyspozytor wysyła również strażaków i policjantów – tyle tylko, że wypadki samochodowe stanowią mniejszość interwencji ratowników.
Niewątpliwie w wielu naszych interwencjach, o czym wspominałem na blogu nie raz, nawet w poprzednim wpisie, pacjent nie wymaga, aby pomocy udzielały mu trzy osoby. Wciąż jednak jeździmy do pacjentów, którzy mają nagłe zatrzymanie krążenia i potrzebują reanimacji, mamy pacjentów będących ofiarami wypadków komunikacyjnych a strażacy jeszcze nie dojechali, wyjeżdżamy do rannych, którzy spadli z drabiny czy ze schodów i potrzebują pełnego „zabezpieczenia urazowego”, z założeniem kołnierza ortopedycznego i ułożenia na desce ortopedycznej włącznie.
I tych rąk do pracy może brakować. Spytałem kiedyś znajomego, pracującego na stałe w zespole 2-osobowym w innym województwie: „No i jak, radzicie tam sobie jakoś u siebie?”. Odpowiedział: „Radzimy…bo nie mamy innego wyjścia”.
Słowo-klucz: IMPROWIZACJA. Ratownik powinien również potrafić improwizować, to umiejętność bezcenna. Nie powinien jednak wykorzystywać improwizacji zbyt często w XXI wieku, w cywilizowanych warunkach i w cywilizowanym kraju. Inaczej oznacza to, że system, w którym pracuje, nie dał mu innego wyboru.
Wyświetlenia: 21 746