Bo chcieli coś zjeść…

21 lutego 2008, Wydarzenia, 7 komentarzy

Kolejna, zresztą pewnie nie ostatnia, bezsensowna nagonka na pracowników ochrony zdrowia. W tym przypadku mieszkance Sopotu nie spodobał się fakt, że karetka pogotowia wracając na stację zatrzymała się przy sklepie…spożywczym. Tak, o dziwo nie był to sklep monopolowy. Całą sytuację opisała ze szczegółami dwa dni temu gazeta.pl w artykule „Jechali karetką na zakupy”.

Zaintrygowała ją podjeżdżająca pod sklep spożywczy karetka pogotowia ratunkowego.

Szkoda, że pani nie zaintrygowałby zapewne tak bardzo jakiś wypadek na ulicy i prawdopodobnie nawet by nie udzieliła pierwszej pomocy – no ale z wypadku ciężej zrobić medialną checę.

Nie zauważyłam żadnego stresu wynikającego z tego, że lekarz był w czerwonym uniformie pogotowia.

Czyjego stresu pani nie zauważyła? Swojego? Czy może lekarza? Miałby go stresować fakt, że jest ubrany na czerwono? Jeśli kogokolwiek z załogi karetki pogotowia miałby stresować fakt posiadania takowego uniformu, to boję się pomyśleć jak wyglądałoby ich postępowanie w przypadku nagłego wypadku czy zachorowania.

Zakupy odbywały się podczas dyżuru, służbowy samochód posłużył do prywatnych celów, a potem dziwimy się, że służba zdrowia nie ma pieniędzy.

Pani nie ma pojęcia o sposobie działania i finansowania ochrony zdrowia. Oszczędności należy szukać w innym miejscu, bo tutaj napewno się ich nie znajdzie, niezależnie od tego jak często panią by intrygowały takie sytuacje.

Ten lekarz powinien zwrócić koszty kilometrówki. Jak jego bułka z serem będzie kosztowała 43 zł, a nie 3 zł, to może zrozumie, że na swoje prywatne wycieczki wydaje nasze pieniądze.

Ciężko mi uwierzyć, że w mieście zamieszkałym przez ponad 40000 ludzi, trzeba szukać jakoś specjalnie sklepu. Jednak sklepy spożywcze to nie sklepy specjalistyczne, i nawet w małych wsiach często jest ich kilka. Także nie można mówić tu o jakiejś specjalnej kilometrówce, gdyż zespół zapewne wybrał sklep będący „po drodze”, a nie po drugiej stronie miasta.
Tak jak panią Annę zaintrygowała powyższa sytuacja, tak mnie zaintrygowały słowa rzecznika wojewody pomorskiego:

To niedopuszczalne i absolutnie niezgodne z zasadami postępowania w ratownictwie medycznym, które ma przecież szybko reagować i nieść pomoc w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia – podkreśla.

O jakich zasadach postępowania tutaj jest mowa? Może od czasu ukończenia przeze mnie szkoły powstały jakieś nowe? Czyż karetka w tej sytuacji została wyłączona z systemu i była niedostępna? Przecież w każdym momencie mogła przyjąć wezwanie i w ciągu minuty do niego wyruszyć. Rozumując sposobem pani rzecznik, nie powinienem w trakcie dyżuru pod żadnym pozorem korzystać z toalety – przecież nie zareaguję na tyle szybko na ile bym mógł…

Artykuł, który ukazał się w „Gazecie” jest niestety kolejnym przykładem bezmyślności, zarówno jego pomysłodawcy jak i autora. Ludzie nie znając realiów pracy na dyżurze, czy to w pogotowiu czy szpitalu, wymyślają niestworzone historie. Jednak nigdy im nie przyszło do głowy, że oni w swojej pracy mają konkretny czas „od do” na przerwę, a na dyżurze taka przerwa nie funkcjonuje. Czasem są spokojne dyżury i nie musimy się martwić tym, że od 7 godzin nic nie jedliśmy; niejednokrotnie jednak nie ma czasu nawet na to żeby podjechać na stację i uzupełnić niektóre brakujące materiały w karetce, nie wspominając już o załatwieniu potrzeb fizjologicznych. Każdy, komu wydaje się, że taka praca to sielanka, powinien spędzić 12 czy 24 godziny w karetce albo na oddziale szpitalnym – myślę, że już więcej z ust takiej osoby nie wypłynąłby tak śmieszny zarzut.



Wyświetlenia: 1 638

Podoba Ci się na Ratowniczym? Zapisz się!

Wyślę Ci bezpłatne zestawienie 400 skrótów wykorzystywanych w ratownictwie i medycynie, które otrzymasz po kilku minutach. Dodatkowo dzięki rejestracji otrzymasz dostęp do zamkniętej grupy na FB dla pasjonatów ratownictwa. Zero spamu, Twojego adresu nie udostępnię nikomu!





To nie koniec! Przeczytaj najnowsze wpisy: