9 kłamstw pacjentów pogotowia (i nie tylko)
1. Problem zdrowotny zaczął się dzisiaj
Argument używany najczęściej w momencie dzwonienia pod numer 999/112, stosowany przez pacjenta/rodzinę z głębokim przekonaniem, że zapewni natychmiastowy przyjazd zespołu ratownictwa medycznego. Niestety zapewnia. Kłamstwo bardzo często wychodzi na jaw w trakcie wywiadu medycznego przeprowadzanego w domu pacjenta lub w szpitalu. I o ile czasami ciężko stwierdzić, co jest prawdą a co nie, o tyle w przypadku np. urazów sprawa jest oczywista, że nie wydarzyły się „dzisiaj”.
2. Zażywam regularnie leki
To zdanie nierzadko występuje w parze z prośbą o wystawienie recepty. A kiedy skończyły się lekarstwa? „Aaaaa panieee, kilka dni temu (czyt. przynajmniej dwa tygodnie temu). I nawet jeśli pacjent idzie w zaparte, że lekarstwa przyjmuje, to często z pomocą przychodzi rodzina mówiąc, gdzie leży prawda (i nigdy nie pośrodku).
Alternatywną wersją jest kłamstwo „żadne leki mi nie pomagają”, stosowane w przypadku dolegliwości bólowych. Dociekliwym ratownikom udaje się uzyskać nierzadko informację, że pacjent na te straszne bóle nie zażył nic, czasem w przypadku bólu brzucha co najwyżej no-spę (która nie działa przeciwbólowo).
3. Wypiłem tylko 2 piwa
Klasyczny tekst stosowany zarówno przez osoby nadużywające alkoholu przewlekle jak i te, którym okazjonalnie zdarzyło się przekroczyć rozsądną dawkę napoju bogów. Stwierdzeniu z reguły towarzyszą zaburzenia równowagi, trudności w samodzielnym podniesieniu się z podłoża, ustaniu na nogach, niewyraźna mowa, potok słów powszechnie uznawanych za obelżywe.
4. Nie brałem żadnych narkotyków
W przeciwieństwie do osób pod wpływem alkoholu, które do spożycia niewielkiej ilości czasem się przyznają, osoby pod wpływem substancji psychoaktywnych nie przyznają się do tego faktu nigdy. Idą w zaparte, nawet jeśli z kieszeni wypadnie im niewielkich rozmiarów woreczek z substancją o zawsze nieokreślonym pochodzeniu. Nie przyznają się nawet wtedy, gdy błyskotliwym spojrzeniem spoglądają medykom w oczy, a ich źrenice mówią „aaaaaaale biba!”. Na szczęście badania laboratoryjne w szpitalu i wizyta Policji odświeżają pamięć.
5. Nie jestem w stanie sam dotrzeć do szpitala
Powód wezwania karetki, który nie przeszkadzałby mi w ogóle. Totalnie bym się nim nie przejmował. Gdyby nie fakt, że pod domem pacjenta, z reguły nie wymagającego nagłej pomocy, stoją dwa auta. A jeśli nie stoją to pacjent często używa argumentu, że na taksówkę go nie stać. Czasem pada również argument znany wszystkim w branży: „płacę podatki, więc mi się należy”.
W tym miejscu warto przypomnieć, że jeśli pacjent rzeczywiście nie ma jak dotrzeć do szpitala a potrzebuje tego, obowiązkiem lekarza POZ jest zapewnić pacjentowi transport karetką sanitarną.
6. Nie mogę się ruszać
Pacjent ruszać się nie może, a chwilę później biegnie do pokoju obok by znaleźć karty z poprzednich hospitalizacji lub dowód osobisty. Alternatywnie schodzi do karetki w tempie szybszym niż zespół, wręcz trzeba go prosić aby robił to wolniej, wszak może się potknąć i doznać urazu głowy.
7. Nic mi nie dolega, nie potrzebuję pomocy
Jako totalne przeciwieństwo poprzednich, zdarzają się i pacjenci niespecjalnie wyrażający chęć na udzielenie im jakiejkolwiek pomocy. Najczęściej są to mężczyźni w wieku 50+, którzy przez całe swoje życie lekarza i przychodnię omijali szerokim łukiem, są ogólnie rzecz biorąc „okazami zdrowia” i którzy twierdzą, że oni wcale karetki nie chcieli, lecz „żona się uparła”.
I to właśnie w tej grupie z powyżej wymienionych zdarzają się najpoważniejsze stany, z zawałami serca włącznie. W tej również grupie ratownicy mogą mieć największy problem z namówieniem pacjenta na transport do szpitala.
8. Nikt mi tego nie zrobił
Tego typu zdanie pada najczęściej z ust osób młodych, które doznały rozmaitych obrażeń ciała, często ran ciętych lub kłutych. Pacjenci ci nie chcą zdradzać okoliczności zdarzenia ani żadnych szczegółów z nim związanych. Zawsze twierdzą z głębokim przekonaniem, że dane zranienie zostało spowodowane upadkiem, potknięciem się, zahaczeniem o ogrodzenie tudzież nabiciem się na pręt wystający z ziemi. Yep…a na Saharze kwitną właśnie jabłonie.
9. Potknęłam się i uderzyłam o szafkę/wannę/stół/podłogę/sedes/schody
Na koniec wersja najsmutniejsza, jako odmiana punktu powyższego. Wypowiadana przez kobiety w każdym możliwym wieku, które doznały najrozmaitszych obrażeń ciała: od zwykłych zadrapań, stłuczeń, poprzez powybijane zęby, podbite oczy, po skomplikowane złamania i uszkodzenia ciała zagrażające życiu. Te pacjentki, dopóki są przytomne, nigdy nie powiedzą co było prawdziwą przyczyną urazu. Nieprzytomne nie mówią już nic.
Wyświetlenia: 20 039