11 rzeczy, których nauczysz się z Kubusia Puchatka

15 lipca 2015, Ratownictwo, 7 komentarzy

Alan Alexander Milne 89 lat temu stworzył mistrzowskie dzieło. Na książce napisanej w 1926 roku wychowały się pokolenia, wychowałem się i ja. Wnukom też będziecie ją czytać. Z Kubusia Puchatka każdy może wyciągnąć multum ale to multum informacji. Możemy i my, ratownicy!

Zapraszam Was do lektury a jeśli macie swoje ulubione fragmenty – wrzućcie je w komentarzach pod tekstem. :-)

klapouchy-prosiaczek-2

„Jest Biegun Południowy i jest chyba jeszcze Biegun Wschodni i Zachodni, choć ludzie nie lubią o nich mówić.”

Są na tym świecie rzeczy, o których ludzie nie lubią mówić. Mogą być to wstydliwe schorzenia, przykre wspomnienia czy doznania, które naznaczyły ich historię. Naszym zadaniem jako medyków jest zdobycie zaufania pacjenta, by uzyskać o nim więcej informacji. Dzięki temu być może będziemy w stanie poszkodowanemu lepiej pomóc. Ale…nic na siłę!

Nie jesteśmy psychologami, nie mamy ku temu odpowiedniego przygotowania i chwilą rozmowy w drodze do szpitala zapewne nie naprawimy czyichś problemów. Co więcej, nie wszystko to, co być może chcemy się dowiedzieć, jest niezbędne do ratowniczej pomocy.

Nie ma więc sensu naciskać na pacjenta, dopytywać, usilnie wyciągać informacje, o których nie chce powiedzieć. Pacjent ma do tego prawo.

„Jestem Misiem o Bardzo Małym Rozumku i długie słowa sprawiają mi wielką trudność.”

Są na tym świecie słowa, które fajnie brzmią, lecz ich używanie w codziennym języku mówionym jest co najmniej dziwne. „Podaj sfigmomanometr” – rzucił ratownik do studenta. „Przygotuj 40 mg drotaverini hydrochloridum” – padło kolejne polecenie. Czy używanie wybujałego słownictwa w języku potocznym, a takim właśnie się posługujemy, ma sens?

Dla mnie żadnego! Pół biedy, jeśli to słowa skierowane w stronę hipotetycznego studenta, który zresztą może być zdrowo wystraszony samym faktem odbywania praktyk. Gorzej, jeśli odbiorcą „dziwnych” zwrotów jest pacjent i/lub jego rodzina. Nie ma sensu tłumaczenie pacjentowi, że np. „w odprowadzeniach znad ściany bocznej ma nieznaczne uniesienia odcinka ST” bo i tak nie będzie wiedział, o czym mówimy.

Nasz język musi być dostosowany do poziomu rozmówcy.

„– Jeśli chodzi o mnie – gderał Kłapouchy – to nie znoszę tego całego mycia. Nowoczesna bzdura, i tyle.”

Są na tym świecie ludzie, dla których należyta higiena jest problemem ostatnim. Czyli właściwie problemem nie jest. Po prostu jej nie zachowują. Doszedłem w swym podejściu zawodowym już do tego, że umoralnianie pewnych ludzi sensu nie ma. Szkoda moich słów. Oni tak mają i już. Żadne Twoje lub moje słowo tego nie zmieni.

Inaczej jest po drugiej stronie barykady. Nie jest tłumaczeniem, że „skoro moi pacjenci się nie myją, to ja też nie muszę”…Jesteśmy (powinniśmy być!) profesjonalistami, więc i nasz poziom higieny powinien pozwalać innym na wspólne przebywanie w jednym (często niedużym – jak karetka) pomieszczeniu.

W tym więc przypadku akurat przykładu z Kłapouchego brać nie możemy!

„Jeśli spadniesz na kogoś, nie wystarczy powiedzieć, że nie chciałeś. W końcu ten ktoś też wcale nie chciał, żebyś na niego spadał.”

Są na tym świecie osoby, które nie popełniają błędów – tak IM się przynajmniej wydaje. „Nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi” – to cytat na pewno Wam znany. I taka jest niestety smutna, niczym Kłapouchy, prawda. Nasza praca obarczona jest dużym ryzykiem popełnienia błędu. Jeśli ktoś z nas twierdzi, że błędów nie popełnia, to pieprzy głupoty!

Jak już pisałem nie raz, błędy były, są i będą. Błędu nie można przemilczeć, zamieść pod dywan, udać, że coś się nie wydarzyło lub rzucić beztrosko „to nie ja”.

Ratownik powinien mieć jaja. Do błędu należy się przyznać, przed innymi a w szczególności przed samym sobą, przeprosić i ponieść ewentualne jego konsekwencje.

„Lubię rozmawiać z Królikiem, bo Królik mówi wyraźnie o rzeczach wyraźnych, jak na przykład: Już pora na śniadanie lub Misiu, zjedz co…”

Są na tym świecie akcje ratunkowe przeprowadzone bez słów, jednak…Podstawą w pracy zespołowej jest jasna, i wyraźna niczym u Królika, komunikacja. Odpowiednie słowa muszą być dobrane do naszego rozmówcy. To, że mój kolega rozumie żargon i np. rzucone luźno „dajmy łospę” nie znaczy, że pacjent ma choćby blade pojęcie o leku, który zaraz otrzyma. Z innej strony, komenda kierownika ZRM bez otrzymania informacji zwrotnej o np. wykonaniu i podaniu danego leku nie daje mu gwarancji, że czynność została wykonana.

U nas jeszcze się o tym mało mówi i nie zwraca na klarowną komunikację szczególnej uwagi. Jednak już np. podczas szkoleń certyfikowanych może być to ważny element całości oceny kursanta. Nawiązując do działania bez słów z poprzedniego akapitu, pewnie nigdy nie zapomnę jednej resuscytacji sprzed kilku lat. Przeprowadzonej w naszej ocenie najlepiej jak się dało, a wracaliśmy do niej po czasie wielokrotnie (dzięki Łukasz i Michał!). Takiej mrożącej krew w żyłach ciszy nigdy wcześniej ani nigdy więcej nie przeżyłem w trakcie reanimacji.

Każdy z nas wiedział od samego początku: które miejsce przy pacjencie ma zająć, chociaż było to nasze pierwsze wspólne RKO; co należy do którego z nas; kiedy któryś coś potrzebował, nie musiał o to prosić, bo już miał dany sprzęt podany. Raz tylko w czymś tak dziwnym, że aż mistycznym, brałem udział.

Po czasie stwierdzam jednak, że komunikacja jasna, skonkretyzowana, klarowna dla wszystkich, jest podstawą w naszej pracy.

„Mam w spiżarni dwanaście garnczków, które wołają mnie już od godziny.”

Są na tym świecie ratowniczym takie miejsca stacjonowania i takie spiżarnie, z których nie dane nam korzystać. Innymi słowy fakt wzięcia np. obiadu do pracy z domu nie jest równoznaczny możliwości jego spożycia. Wszystkiemu „winni” są oczywiście dyspozytorzy, pacjenci oraz interwencje w dużej liczbie. Stare wygi to wiedzą, młodzi muszą się nauczyć.

W naszej pracy należy być przygotowanym do jedzenia na mieście lub nie jedzenia w ogóle. ;-)

Ulubiony dzień - każdy niech nim będzie!

„Myślenie nie jest łatwe, ale można się do niego przyzwyczaić.”

Są na tym świecie ludzie, którym myślenie nie przychodzi łatwo. Chwile problematyczne mogą zdarzać się także i nam, np. o 3 w nocy (w końcu jesteśmy tylko ludźmi). Po to jednakże jesteśmy zespołem i praca ratownicza zawsze będzie zespołową, by wzajemnie się uzupełniać.

Dbajmy o nasze właściwe myślenie oraz nastawienie w pracy a wszystkim nam będzie lepiej.

„– Powiedz, Puchatku – rzekł wreszcie Prosiaczek – co ty mówisz, jak się budzisz z samego rana?
– Mówię: „Co też dziś będzie na śniadanie?” – odpowiedział Puchatek. – A co ty mówisz, Prosiaczku?
– Ja mówię: „Ciekaw jestem, co się dzisiaj wydarzy ciekawego”.
Puchatek skinął łebkiem w zamyśleniu.
– To na jedno wychodzi – powiedział.”

Są na tym świecie dyżury podczas których nie wiadomo, co się wydarzy. Wiesz, który to dyżur? Każdy!

Wiem i znam osoby, które widziały już wszystko i których nic nie może w tej pracy zaskoczyć. To nieprawda. Śniadanie przewidzisz. To, że albo go nie zjesz albo zjesz ze swojej spiżarni, alternatywnie być może jakąś drożdżówkę na mieście wsuniesz. Wszystkiego, co wydarzy się w trakcie dyżuru – nigdy. Nie każde wezwanie do drgawek okaże się pacjentem z padaczką. Może będzie to NZK. Nie każda studentka z bólem brzucha będzie w trakcie menstruacji. Może będzie miała ostry brzuch i krwawienie wewnętrzne (tak, ratownicza praca zna takie przypadki, dobrze o tym wiecie).

Na każdym dyżurze może wydarzyć się coś ciekawego, coś, co wykroczy poza naszą sferę rutyny.

„– Prosiaczku, nie masz ani krzty odwagi!
– Niełatwo jest być odważnym – odparł Prosiaczek, lekko pociągając noskiem – kiedy jest się tylko Bardzo Małym Zwierzątkiem.”

Są na tym świecie sytuacje, w których niełatwo jest być odważnym. Bo tak w ogóle właściwe postępowanie z pacjentem opiera się na odwadze ratownika. Odwadze, która musi być zbudowana początkowo na solidnej wiedzy a dalej na praktyce i doświadczeniu. Znam przypadki niepodawania pacjentom niektórych (lub żadnych!) leków, wynikające właśnie najprawdopodobniej z odwagi braku lub raczej ze strachu. Odwagi może wymagać naruszenie ciągłości tkanek pacjenta, żeby wykonać niektóre zabiegi.

I w końcu odważny ten, kto zostawia pacjenta w domu zamiast zabierać każdego do szpitala. W końcu nie wiadomo, czy chory nie umrze 3 dni później z totalnie innego powodu niż aktualny wezwania a ratownik nie będzie z tego powodu ciągany po sądach.

Ratownik musi być odważny, by zrobić dla swojego pacjenta najlepsze, co tylko możliwe.

„Pszczoły bzykały podejrzliwie, jak to one mają w zwyczaju.”

Są na tym świecie osobniki podejrzliwe. Znajdziemy takowe zarówno w grupie pacjentów jak i nas samych – medyków.

Profesjonalizm ratownika, o którym tłukę na prawo i lewo, pozwala zniwelować (a przynajmniej zmniejszyć) nieufność pacjenta, nawiązać lepszy kontakt. Zapewnia przyjemniejszą dla wszystkich atmosferę a docelowo dzięki temu możemy sprawniej wykonać swoje czynności.

Z drugiej strony niektórzy z nas mają tendencję do nieufania wszystkim wokół w zwyczaju. I wiem, pacjenci kłamią, o czym pisałem kiedyś, jednak…wsadzanie wszystkich do jednego wora nie ma najmniejszego sensu! Jeśli pacjent twierdzi np. że miał zaburzenia widzenia i nie mógł wypowiedzieć słowa, a aktualnie jego mowa jest wyraźna jak u profesjonalnego mówcy scenicznego to nie znaczy, że pacjent kłamie. Objawy mogły ustąpić przed naszym dotarciem? Mogły i czasem tak się dzieje.

Bycie z założenia podejrzliwym wobec wszystkich pacjentów tylko i wyłącznie psuje naszą psychikę oraz uprzykrza naprawdę świetną pracę!

– Jaki dziś dzień? – zapytał Puchatek.
– Dziś – odpowiedział Prosiaczek. Na to Puchatek:
– To mój ulubiony dzień.

Są na tym świecie dni, których nie lubimy. Dzień, w którym do załatwienia mamy sprawy urzędowe. Dzień wypłaty albo tydzień później ten, gdy po wypłacie nie ma już śladu. Dzień, kiedy musimy iść do pracy. Nieważne, na dobrą sprawę, jaki to dzień. Czy to poniedziałek, nad którym osoby na „katolickich etatach” ubolewają czy też piątek, na który wyczekują od poniedziałku właśnie. Cieszmy się i korzystajmy z każdego danego nam dnia bo nie wiemy, co przyniesie jutro. I jutro nadejdzie.

Analogicznie. Z racji wykonywanej pracy dane nam spotykać na swej drodze wiele osób potrzebujących pomocy. Dla nas pacjent jest jednym z setek a raczej tysięcy, którym udzieliliśmy pomocy. My dla pacjenta jesteśmy być może jedynymi, którzy są w stanie mu pomóc. Na pewno jedynymi w danej minucie, od których zależy jego samopoczucie, zdrowie a może i życie.

Szanujmy i doceniajmy przywilej nam dany. Traktujmy każdego pacjenta w pełni należycie. Traktujmy każdego pacjenta tak, jak sami chcielibyśmy zostać potraktowani lub jak życzylibyśmy sobie, by ktoś potraktował najbliższą nam osobę.

PS Przy okazji zachęcam Cię do zapisania się na Ratowniczy newsletter, powiadomienie o nowych wpisach i ciekawe linki wysyłam prosto na Twoją skrzynkę mailową. Nie ominie Cię żadna ważna informacja. :-)

zdjęcie tytułowe: Paul K



Wyświetlenia: 10 526

Podoba Ci się na Ratowniczym? Zapisz się!

Wyślę Ci bezpłatne zestawienie 400 skrótów wykorzystywanych w ratownictwie i medycynie, które otrzymasz po kilku minutach. Dodatkowo dzięki rejestracji otrzymasz dostęp do zamkniętej grupy na FB dla pasjonatów ratownictwa. Zero spamu, Twojego adresu nie udostępnię nikomu!





To nie koniec! Przeczytaj najnowsze wpisy: